"Wielkanocne obyczaje Głogoczowa" aut. Elżbieta Dymek

2014-02-07 11:43
5 minut czytania

Wielkanoc należy do tzw. świąt ruchomych. Obchodzona jest ona zawsze w niedzielę przypadającą po pierwszej pełni wiosennej. Jest najstarszym, bo najwcześniej ustanowionym i najuroczyściej obchodzonym świętem wszystkich chrześcijan, odprawianym na pamiątkę Zbawczej Męki, Śmierci i przede wszystkim Zmartwychwstania Chrystusa.

Obchody Wielkanocy poprzedza okres Wielkiego Tygodnia, który otwiera Niedziela Palmowa. Niedziela Palmowa, zwana również Kwietną lub Wierzbną, obchodzona jest na pamiątkę uroczystego wjazdu Jezusa Chrystusa do Jerozolimy. Na tę pamiątkę poświęcane są palmy i odprawiana uroczysta suma z procesją. W Głogoczowie także bardzo uroczyście świętowano zawsze Niedzielę Palmową. Prawdziwą, głogoczowską palmę przygotowywali wyłącznie mężczyźni lub dorastający, nastoletni chłopcy. Palma wykonana była z gałązek wierzby z baziami, trzciny nadrzecznej oraz przyozdabiana gałązkami bukszpanu na szczycie i kilkoma wstążkami. Koniecznym elementem były właśnie wierzbowe gałązki, gdyż wierzba uważana była za drzewo życia - rośnie w najmniej korzystnych warunkach, pierwsza rozwija się na wiosnę i odrasta nawet z uciętej gałązki. W dawnej tradycji to również tylko mężczyźni i chłopcy uprawnieni byli do niesienia palmy do poświęcenia w kościele. Po przyniesieniu jej do domu obrywano kotki - bazie i połykano, co miało chronić przez cały rok przed chorobami gardła. Następnie wykonywano krzyżyki, które gospodarz wbijał w pola uprawne, co miało chronić je przed gradem. Krzyżyk taki wieszano także nad drzwiami, jako zabezpieczenie domu przed piorunem. Resztę palmy zatykano za obraz, gdzie była do następnego roku. Starą palmę palono.

Najstarsi mieszkańcy pamiętają zapewne, że od Wielkiego Poniedziałku przemierzały wieś gromadki pucheroków. Byli to chłopcy (łac. puer- chłopiec) poprzebierani w kożuchy odwrócone włosem do góry, z usmolonymi sadzą twarzami, wyposażeni w drewniane kołatki. Zwyczaj ten rozprzestrzenił się z Krakowa, gdzie studenci w ten sposób kwestowali na swoje utrzymanie i rozrywki. Chłopcy recytowali różne rymowanki. Znana była np. "A ty żaczku uczony coś we szkołach ćwiczony powiedz co jest jeden! Jeden jest Bóg na Niebie". Za swoje "występy" otrzymywali najczęściej jajka. Po II wojnie zwyczaj ten w Głogoczowie zaginął.

Od Wielkiego Czwartku rozpoczynano już obchody Misterium Męki Pańskiej. Niektórzy mieszkańcy udawali się na te uroczystości do Kalwarii Zebrzydowskiej, gdzie całą noc czuwali "w piwnicy", żeby następnie uczestniczyć w procesji ukrzyżowania w Wielki Piątek. Ci, którzy pozostawali we wsi, po południu udawali się do kościoła, aby wziąć udział we mszy, po której następowało przeniesienie Pana Jezusa do ciemnicy (przeniesienie Najświętszego Sakramentu na jeden z bocznych ołtarzy) i "zawiązanie dzwonów". Od tej pory posługiwano się wyłącznie drewnianymi kołatkami. Czas Wielkiego Piątku mijał w ciszy, skupieniu i intensywnych przygotowaniach do nadchodzących Świąt. Po południu również udawano się do kościoła, gdzie następowała uroczystość złożenia Pana Jezusa do Grobu. Głogoczowski Grób urządzany był, tak jak i obecnie, w babieńcu - przedsionku. Zwykle przystrajano go białymi hortensjami. Uroczystą wartę przy Grobie zaciągali ubrani w swoje galowe, tradycyjne mundury i hełmy, wyposażeni w halabardy, strażacy. Zmieniają się co pół godziny, przepisowo rozprowadzani, demonstrując perfekcyjne opanowanie musztry. Służbę swą pełnią także już od rana w Wielką Sobotę, gdyż kościół odwiedzają adorujący spoczywającego w Grobie Chrystusa. Dla wszystkich zaś sobotnie przedpołudnie to przede wszystkim czas przygotowania koszyka ze "święconym". Obecnie, koszyczek ten, to w zasadzie tylko symboliczne przygotowanie pokarmów do poświęcenia, ale dawniej ilość przynoszonych do kościoła pokarmów była znacznie większa. Zdarzało się, że prawdziwa gospodyni przywoziła furą w pojemnym koszu - pobocnioku i pół kopy jaj, cały bochenek chleba, osełkę masła, kilka pęt kiełbasy, kilka lasek chrzanu, sól i sporego baranka z ciasta. Z czasem zaczęły zdecydowanie dominować baranki cukrowe, a przy nich pojawiły się kurczątka i kaczuszki, a także nadające kolorystykę pomarańcze i jabłka. W tradycji Głogoczowa nie było jakiegoś szczególnego sposobu zdobienia pisanek. Jajka barwiono gotując je w łupinach z cebuli i wtedy nabierały różnych odcieni brązu lub w młodych pędach żyta. Wtedy barwiły się na różowo. Koszyczek przystrajano białymi, własnoręcznie wykonanymi szydełkiem serwetami, starannie zakrywając "święcone", które odsłaniano dopiero do samego święcenia. Zielone gałązki mirtu lub asparagusa dopełniały całości. Święcenie pokarmów to było zadanie kobiet i dzieci.

Od momentu przyniesienia "święconego" do domu właściwie już rozpoczynały się Święta. Nie należało w żadnym razie odkładać pracy w gospodarstwie, domu czy obejściu, porządków czy przygotowywania wypieków na sobotnie popołudnie. Kiedy wracano ze "święceniem" - właśnie tak, bo w Głogoczowie nie było "święconki", ale "święcone", należało już zacząć świętowanie. Niby oficjalnie był jeszcze post, jednak jego rygory znacznie łagodniały na konto jakoby próbowania potraw przygotowanych na jutrzejsze wielkanocne śniadanie i tego, co przyniesiono w koszyczku. Niejeden baranek cukrowy "położył głowę" już w sobotni wieczór.... Niektórzy, głownie mężczyźni i chłopcy, udawali się jeszcze wieczorem do kościoła na poświęcenie ognia, ale pozostałych zmierzch wiosenny wcześniej zapędzał do łóżek, gdyż rano na długo przed świtem trzeba było wstać, aby zdążyć na rezurekcję.

Rezurekcja bowiem w Głogoczowie odprawiana jest wcześnie rano, zaczyna się jeszcze przed wschodem słońca. Słynne głogoczowskie dzwony obwieszczają Zmartwychwstanie Pańskie, a bogata procesja wysypuje się z kościoła, aby trzykrotnie okrążyć świątynię. Na początku krzyż i figura Chrystusa Zmartwychwstałego, rząd ministrantów, potem panny niosą przystrojone girlandami ze sztucznych kwiatów feretrony, zwane w Głogoczowie "obrazami" (niosące je dziewczęta - "obraźnicami"), aczkolwiek, poza jednym wyjątkiem, są to figury. W najlepszych czasach obrazów było dwanaście. Panny ubrane były w białe suknie przepasane szarfami, przy każdym obrazie w innym kolorze. Pomiędzy obrazami szli także kawalerowie niosąc chorągwie. Oczywiście w asyście nie brakowało strażaków ze sztandarem. Obecnie idzie także orkiestra i... wzruszający widok - małe dziewczynki ustawione po dwóch stronach już bezpośrednio przed księdzem z monstrancją. Ubrane są w białe sukienki lub stroje krakowskie, z koszyczkami zawieszonymi na wstążkach na szyi. Jakże ważne zadanie stoi przed tymi dziećmi! Mają sypać kwiatki. Oczywiście, z tyłu, nie mniej przejęte matki, starsze siostry lub babcie, które cały czas pilnują, aby szereg się nie rozsypał, dziewczynki równo rzucały kwiatki recytując "święty, święty, święty...", aby kwiatków w koszyczku nie zabrakło. Jest to wyzwanie - zimną wiosną nazbierać kwiecia! Często więc taką rolę spełniały kotki - bazie, uzupełnione kolorową bibułą. Baldachim nad księdzem niosą najznamienitsi gospodarze we wsi - zaszczyt to niemały! Najzacniejsze gospodynie niosły w procesji zapalone woskowe świece. Obyczaj ten także niestety zaginął... Cała uroczystość trwa ponad dwie godziny. Jest więc już pełny dzień, kiedy jeszcze po odwiedzeniu pobliskiego cmentarza, głogoczowianie wracają do domów na świąteczne, obfite śniadanie. Wielka Niedziela to największe święto w roku, dlatego też obowiązywał zakaz wykonywania jakichkolwiek niekoniecznych prac. Również w tym dniu nie chadzano w gości spędzając czas w gronie rodzinnym, ewentualnie po południu udając się jeszcze na uroczyste Nieszpory.

Właściwie w Głogoczowie nie pojawiają się jakieś charakterystyczne potrawy, typowe dla tego święta, jak np. sułkowicko-rudnicka krzonówka, zupa gotowana na serwatce z chrzanem, jajkami i kiełbasą. Spożywano więc jajka, kiełbasę, szynki, ciasta - kołoce, łopaciorze i bukty. Koniecznie chrzan przyrządzany na różne sposoby, żeby złagodzić jego ostrość, chociaż pierwsza łyżka powinna być zjedzona "bez znieczulenia", na zdrowie! W końcu nie po to jeden z domowników "przepłakał" pół dnia trąc ukopane w ogrodzie korzenie chrzanowe.

Drugi dzień Świąt to tradycyjny Śmigus-dyngus. No wody w Głogoczowie nie brakowało, takoż panien, kawalerów i konewek! Kto nie musiał - nie wychodził z domu, bowiem czystym przypadkiem można było znaleźć się w polu rażenia strugi z wiadra! Ale co tam, najważniejsze żeby była dobra zabawa. Przyszła wiosna, odeszła zima, wszystko znowu odradza się do życia! Chrystus zmartwychwstan jest! Alleluja!

Elżbieta Dymek, 28.03.2013

Bibliografia:

    Rok Boży w liturgii i tradycji Kościoła świętego - pod redakcją Ks. F. Marlewskiego, Wydawnictwo Św. Stanisława Sp. z o.odp., Katowice, 1931,
    B. Ogrodzka - Polskie obrzędy i zwyczaje doroczne. Sport i Turystyka MUZA SA, Warszawa 2007
    A. Zadrożyńska - Świętowania polskie - przewodnik po tradycji, Twój Styl Wydawnictwo Książkowe, Warszawa 2002.

Głogoczów Edukacja i kultura Teksty Felietony
Ustawienia dostępności
Wysokość linii
Odległość między literami
Wyłącz animacje
Przewodnik czytania
Czytnik
Wyłącz obrazki
Skup się na zawartości
Większy kursor
Skróty klawiszowe