Córka z Przymiarku

2017-12-10 06:41
3 minuty czytania

     I znów, po dłuższym czasie, wracamy na Przymiarek - dzielnicę graniczącą z Krzywaczką. Poprzednio była to wzruszająca historia Matki, która jeszcze po śmierci wracała, by troszczyć się o swoje dzieci. Obecna opowiada o miłości i tęsknocie sięgającej poza grób i przekraczającej granice śmierci, a działa się także na Przymiarku.

Otóż lata temu, jeszcze na początku XX wieku, mieszkała tam rodzina – ojciec, matka i trzech synów. Chłopcy urodzeni na długo przed I Wojną Światową, razem z ojcem służyli w c.k. Armii i walczyli na frontach tej Wojny. Szczęśliwie tak się złożyło, że wszyscy wrócili z wojny cali i zdrowi. W małym gospodarstwie jednak nie było aż tyle zajęcia dla czterech mężczyzn, dlatego też młodzi szybko poszukali sobie zatrudnienia w kopalniach na Śląsku. Było to też słuszne, bo w chałpie pojawiła się jeszcze jedna osoba, a to wyczekiwana córeczka. Na chrzcie świętym rodzice chrzestni dali jej na imię Wiktoria, a rodzice czule nazywali Wiktusią. Rosła zdrowo, wiele radości i dumy przysparzając starzejącemu się już ojcu, a zwłaszcza matce. Kochali ją bardzo, dbając o nią jak o mało które dziecko w tamtych czasach. I wszystko wydawało się układać pomyślnie i szczęśliwie, bo i synowie pożenili się, przedstawiając rodzicom piękne Ślązaczki. Zarobki zaś na kopalni zapewniały im dostatni byt.

- Będzie posażna i piękna panna z tej Wiktusi! – cieszyła się matka chrzestna, już przemyśliwując czyje pola po sąsiedzku leżą… Matka zaś łagodnie uśmiechała się do swojej „jedynocki”, jak ją nazywała.

Płynęły lata w spokoju i dostatku. Aż którejś wiosny dziewczynka nagle zachorowała. Wysoka gorączka nie pozwalała się zbić żadnymi naparami ziołowymi, nie pomogły okłady, ani wygrzewanie. Nawet przywieziony z miasta doktor nic nie pomógł, radząc jedynie, aby dziewczynę do zimnej wody wkładać, tak gorączkę studząc. Nie minął tydzień i zmarło się niebodze. Matka z rozpaczy odchodziła od zmysłów. Zawalił się jej cały świat! Z trudem oderwali ją od białej trumienki obłożonej kwieciem czeremchy - kortaski. Wszystkie okoliczne dziewczęta w białych sukienkach i z wiankami w rękach tworzyły pogrzebowy orszak, żegnając rówieśnicę. Niepocieszona matka każdego dnia odwiedzała grób córki, na nowo zalewając się łzami. Każdy wspominek o Wiktusi wyrywał jej łkanie z piersi. Z nikim rozmawiać nie mogła, a łzy płynęły jej po wychudłych policzkach strumieniami. Już sąsiadki i co bliższe kumy zaczęły się poważnie o nią troskać, nie wiedząc zupełnie jak strapioną pocieszyć.

Tak przeszło lato, jesień już miała się ku końcowi. Październikowe liście sypały się na mogiły, a nieutulona w bólu i łzach matka trwała nad grobem. Zbliżało się Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny. Jak kazał prastary obyczaj, dziś już zapomniany i zupełnie niepraktykowany, na noc między Wszystkimi Świętymi, a Zaduszkami wystawiano w kościele katafalk, a na nim otwartą trumnę. Wszyscy zmarli parafianie mieli przejść przez kościół kładąc się w trumnie na katafalku.

Niepocieszona matka umyśliła na tę noc zostać w kościele, aby chociaż w tej odsłonie, jeszcze raz zobaczyć swoją ukochaną Wiktusię. Jak postanowiła tak i zrobiła! Po wieczornym nabożeństwie za zmarłych ukryła się w załomie muru za filarem przez nikogo niezauważona. Kościelny pogasił świece, pozamykał drzwi i wyszedł przez zakrystię. Matka uklękła w ławce. Zatopiwszy się w cichej modlitwie chyba przysnęła, gdy o północy obudziło ją bicie zegara na wieży. Ogląda się i co widzi! Oto kościół rozjaśnił się bladą poświatą, a spod chóru wyłonił się korowód postaci, które w absolutnej ciszy przechodziły do przodu, ku katafalkowi, potem przez trumnę i rozpływały się koło bocznego ołtarza. Dech jej zaparło! Widzi krewnych, powinowatych, sąsiadów i nieznanych sobie ludzi. Pomarłych dawno i tych, co tego roku odeszli do wieczności. Nagle zobaczyła też śliczną twarzyczkę ukochanej córki! W białej sukience dziewczyna podąża za innymi. Ale co to?! Dźwiga przed sobą wielki ceber pełen wody, że ledwie udźwignąć może.

- Dziecko moje! Moja Wiktusia! – skoczyła matka dopadając postaci.

- Co ty niesiesz? Czemu się tak mordujesz?...
Jasna twarz dziewczyny zwróciła się w jej stronę. Usłyszała cichy szept:

- Niosę, mamo, twoje łzy… Nie płacz już po mnie, bo będzie mi jeszcze ciężej…

Nie pamiętała matka jak zakończyła się ta noc, jak wróciła do domu.

 

E.D.

 

*Zasłyszane w czasie wieczornego spotkania na Przymiarku.

 

 

Poprzedni artykuł
Następny artykuł
Głogoczów Edukacja i kultura Teksty Legendy
Ustawienia dostępności
Wysokość linii
Odległość między literami
Wyłącz animacje
Przewodnik czytania
Czytnik
Wyłącz obrazki
Skup się na zawartości
Większy kursor
Skróty klawiszowe