Było to dawno, dawno temu. A tak dawno, że nikt na pewno tego nie pamięta. Ci zaś, którzy by to mogli pamiętać, sami zostali zapomniani.
Historia ta bowiem wydarzyła się jeszcze wtedy, kiedy sam Pan Jezus i Matka Boska chodzili po ziemi, takoż Święci Pańscy. Zaglądali do chat, wspomagali biednych. Bogatych napominali. Miłosierdzia i dobroci uczyli. Naród też był inny niż w późniejszym czasie. Pobożny i przykazań pilnujący. Szacunek do starszych był, posłuszeństwo i karność. Pracę wszelaką z nabożnością wykonywano, a rzetelnie, od świtu aż do zmierzchu. Święta takoż obchodzili należycie. Bo słońce na niebie wędrujące, czas na pracę i odpoczynek wyznaczało. W dostatku tedy, pokoju i radości żyli. Nikt nikomu nie zazdrościł, bo swojego miał dosyć, zawsze sytym i dobrze odzianym chodząc. W chałpach też wygodnie i przestronnie było, dla każdego wedle potrzeby, miejsca dosyć. Inwentarz się mnożył po oborach. Krowy dwoma cielętami co roku się cieliły. Takoż i klacze wydawały na świat dorodne źrebięta. Owieczki kłębiły się w zagrodach. Gęsi siedziały na jajach, dwa razy w roku gąsięta wyprowadzając, że o kwokach nie wspomnieć! Owocu po sadach nie brakło wszelkiego, takoż i po lasach jagód i grzybów.
A zboże to ziarno miało od samej ziemi aż po koniec źdźbła!
Dostatek był wszelki i dobrobyt.
Nie w smak to było Złemu.
Co i rusz na ziemię się wybierał, między ludzi wchodził i waśnie czynił. O byle co swary i kłótnie się zaczynały, a niezgoda rosła! Nie raz już i do bitki zaczynało dochodzić. A to o miedzę wypasioną, to o skibę przyoraną, albo i tego chojaka w lesie wyciętego. A ile zaś o drogi i przejazdy!
Najwięcej zwady to już było na Zagorzyńcu, chociaż tam największe i najlepsze pola mieli, na których najdorodniejsze zboże się rodziło. Nie pomogły mądre głosy zacnych gospodarzy. Nie pomogły i msze, co je dobrodziej odprawiał w intencji zgody na Zagorzyńcu.
Martwił się tym Pan Jezus i nawet Świętych różnych posyłał coby naród napomnieli. Ale co tam! Mało kto ich słuchał, posłańców z Nieba nie rozpoznając. Sam tedy się wybrał na Zagorzyniec, a Matka Boska za nim pobiegła, bo słusznie przewidziała gniew Jego. Bo jak tu w gniew nie wpaść, kiedy drogi pozagradzane, bydło na cudzym się pasie, miast zboże dostałe żąć, oni się swarzą!
Rozgniewał się Pan Jezus.
- To wy takie?! Głodu posmakujecie to się pogodzicie!
Chwycił ręką od ziemi kłos pełny pszenicy i z ziarna otrąca. Złapała Matka Boska dłonią górę źdźbła.
- A to dla biednych zostaw! Chociaż tyle.
I tak od tamtych zamierzchłych czasów kłos zboża jedynie tyle ma, ile w dłoni się zmieści. Bo tyle Matka Boska przed słusznym Pana Jezusowym gniewem ocaliła.
E.D