"Wiatrowe Wzgórze Głogoczów" aut. Stanisław Laskowski

2013-12-20 13:12
2 minuty czytania

          Kilka lat temu, widok z tego wzgórza urzekł i tak już zostało. Powodów na tak można wymieniać wiele i nie zniechęcą zaspy na wysokości parapetu, potoczki rozrywającą gminną drogę, czy błoto sięgające niekiedy po ośki kół.


          Musi Cię urzec przepiękna panorama otaczających gór, a przy dobrej widoczności klasztor Bernardynów jak na dłoni w Kalwarii Zebrzydowskiej i ostre „Rysy” Tatr, nawet z ośnieżonymi źlebami, czy ładnie oświetlony stok narciarski na Chełmie. Nie znajdziesz takiej przyrody ani w pobliskiej metropolii czy niedalekim powiatowym miasteczku. Tam do porządku dziennego przechodzi się, nie zauważając nawet, że pory roku się zmieniają. Tutaj te cykle są bardzo wyraziste. Przecież wiesz, że ziemia pachnie, a skoszona łąka, a macierzanka na nieużytkach, a tu gama zapachów rozchodząca się z przydomowych ogródków.
A widziałeś wierzchołki drzew niczym wysepki niewielkiego archipelagu rozrzucone na bezkresnym morzy mgły?
To tu spotkasz baraszkujące zające, przebiegające sarny – czasem wkurzające, bo obgryzające młode pędy iglaków. Trzeba się jednak zdystansować, bo one były pierwsze. A stado kuropatw dreptające środkiem drogi i obserwujące je z boku bażanty?

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Tekst: Stanisław Laskowski

Zdjęcia: Jan Sikora

Głogoczów, 2013 r. 

 

    

          Długo można przypatrywać się wygłupiającym się ptakom na śniegu (udeptanym niekiedy jak klepisko) posilającym się jagodami, a to ogników, jarzębiny, ostrokrzewów czy innych „koralikowców”. A ile to razy przylatywał pięknie upierzony dzięcioł i rozrywał swoim mocnym dziobem słoninkę przeznaczoną dla sikorek na obiad (karnie czekających w pobliżu aż sobie odleci – nie chcą rywalizować na dzioby).
I lis jest widywany i czarna i ruda wiewiórka, i trzy dziki, które przestraszyły się biegnącego sąsiada (on zresztą też) i rozpierzchły się w różne strony. Czy nie robi wrażenia bocian łażący w październiku po polu?. Nie zabrał się – z powodu tylko jemu wiadomego – ze swoimi do ciepłych krajów i był zmuszony przezimować w schronisku.
Szkoda, że coraz rzadziej spotkać można pomykającą krowę na pastwisku, czy idącego chłopa za pługiem, a także pochylone drewniane płoty i kołyszące się pod oknami starych chałup malwy. Ot nostalgia to, czy sentyment do korzeni?...
Zachwyt tym miejscem powoduje same ochy i achy. Ale jeśli już ktoś choć trochę wrośnie w tą ziemię, to nie znajdzie innych. jak tylko ciepłe słowa.

To tu jest MOJE

najpiękniejsze miejsce na Ziemi.

 Głogoczowianin Napływowy

Głogoczów Edukacja i kultura Teksty Felietony
Ustawienia dostępności
Wysokość linii
Odległość między literami
Wyłącz animacje
Przewodnik czytania
Czytnik
Wyłącz obrazki
Skup się na zawartości
Większy kursor
Skróty klawiszowe